Był to piękny, słoneczny dzień, jak to każdy w Pierdutłót. Gnomo podziwiał chmurki. Jeden z wolnych dni, których miał mało. Chciał to wykorzystać w fajny sposób. Żaden mu nie przyszedł do głowy oprócz właśnie oglądania chmurek! Nie miał zbyt wielu przyjaciół, w końcu był tylko małym, biednym goblinem, dodatkowo był z zawodu łotrzykiem (tak, to chyba zawód). W końcu podniósł się i wyruszył w podróż po wielkim lesie, jakim jest Pierdutłót.
- Gnomo! Kaman tutaj! - zawołał Gidziś. Był to taki sam goblin jak i on - zielona skóra, zielona bluzka, brązowe spodnie i czarne buty.
- No czego chcesz? - powiedział Gnomo podbiegając do Gidzisia.
- Siana, wiesz? Odkryłem jaskinie!
- Znowu...?
- Ale ta jest taka naprawdę mhroczna!
- Czyżby...?
- No chodź, to zobaczysz! - zawołał już zezłoszczony Gidziś i pobiegł gdzieś w głąb lasu.
Gnomo już wiele razy z nim zwiedzał "mhroczne jaskinie zamieszkane prez smoka" (czyt. jakieś tam jaskinie, gdzie mieszka żaba sierota wychowana przez kota). Tylko raz zdarzyła się jaskinia, z której uciekali z krzykiem. To była taka, gdzie mieszkały skunksy... cała gromada skunksów. Nie spodziewał sie wprawdzie czegoś lepszego niż zawsze, ale i tak pozerała go ciekawość. Po chwili był już z Gidzisiem gdzieś na drugim końcu Pierdutłót. Jasknia wygladała tak jak zwykle - była szara, a w środku ciemno. Gnomo ją skrytykował, na co Gidziś odpowiedział:
- Kupa, kupa, dużo kupy. - z drwiną w głosie.
Gnomo nie dał się zbyt długo namawiać i wszedł do środka, tuż za Gidzisiem. Jaskinia (jak już pisałem) była ciemna.
- Blee, z tą kupą to miałeś racje - powiedział Gnomo ze wstrętem. Istotnie wdepnął w kupę niewiadomo czego. Nie wyglądała na kupę psa - była za duża. To też nie był krowi placek - zbyt wysoka (jeśli to kupa może być wysoka).
Gidziś gdzieś zniknął - odpowiedział by na takie coś, na pewno. Gnomo przypomniał sobie, że ma świecę w kieszeni. Wyjął ją i podpalił (jak to zrobił - nie wiadomo). Zobaczył... skrzyżowanie korytarzy. Rozejrzał się, Gidzisia nie było widać. Po raz pierwszy Gnomo zatęsknił za nim. Przypomniały mu się wszystkie szczęśliwe chwile spędzone z nim. Wtem usłyszał krzyk, po czym schował się za jakimś stalacośtam (jak to określał) i nasłuchiwał. Krzyk ucichł, za to rozległy się szybkie kroki. Zobaczył... krasnoluda. Miał on na sobie żelazna zbroję, toprót (czy jak kto woli - topór) w ręku i rudą brodę. Złapał Gnoma za rękę i popędził z nim w jeden z korytarzy. Pędzili tak z 3 godziny (a tak na serio 3 minuty), aż wreszcie wybiegli na jakąś polanę. Gnomo jeszcze nigdy jej nie widział.
- Ej no co jest? Kim ty jesteś i czemu mnie tu zaciągnąłeś - wykrzyknął Gnomo do krasnoluda. Miał złość i gniew na twarzy. Jego małe, świńskie oczka roszerzyły się i patrzyły na krasnoluda.
- Właśnie uratowałem ci życie! Nazywam się Dwarf! - puścił rękę Gnoma i ustawił się jakby pozował do rzeźby herosa.
- Psehehehehe! A niby przed czym? Przed kupą? - zaśmiał się.
- A nie zastanawiasz się skąd ona się pojawiła i gdzie się podział twój, jak myślę, przyjaciel? - tutaj Dwarf sie zezłościł, a na widok zasmuconego goblina uspokoił się i powiedział. - Nie chcesz wiedzieć co mu się stało... No nic, teraz do hałsa nie trafisz!
- Jak to nie, jak tak? - tutaj skały w korytarzu zawaliły przejście - Acha...Ale co ja mam zrobić?
- Co? Zabierz sie ze mną! Będziemy przeżywać wspaniałę przygody, rodem z książek Jot Er Er Tulkiena... tylko najpierw odszukamy moją drużynkę!
- Ale... ale... ale ja nie mogę! To jedyny mój dzień wolny od 3 lat i jutro idę do roboty!
- Czy nie myslałeś kiedyś o ucieczce? Wsadź sobie te wszystkie prace i dokumenty tam gdzie słońce nie dociera! Od teraz zaczynasz niu lajf! - teraz krasnolud złapał goblina i zaczął nim trząść.
- No okej, okej! TYLKO MNIE PUŚĆ, CHOJEJCIA!
Ziemia Obiecana cz. 2
16 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz